Jak zwykle na niewiedzy, ignorancji i podsycaniu negatywnych emocji opiera się lewicowa propaganda. Jakże chwytnie to brzmi! – państwo finansuje Kościół, a więc należy to ukrócić, aby Polska była krajem świeckim, nowoczesnym, demokratycznym i zachodnim.
Robert Biedroń, jeden z liderów Lewicy agitował na dzisiejszej warszawskiej konwencji: „opodatkujemy Kościół, wprowadzimy w kościołach i parafiach kasy fiskalne dla księży, zlikwidujemy Fundusz Kościelny i opodatkujemy tacę. Wycofamy też nareszcie, bo zbyt długo na to czekamy, nauczanie lekcji religii ze szkół i przestaniemy je finansować”. Bolesław Bierut by przyklasnął, wszak na wiele z tych postulatów nie miał odwagi się zdobyć!
Tymczasem skrzętnie przemilcza się prawdziwy powód powołania Funduszu Kościelnego – a ta forma finansowania Kościoła katolickiego w Polsce powstała w wyniku konfiskaty majątków we wczesnym okresie PRL. Słowem: komuniści doby stalinowskiej zagrabili potężne połacie ziemi, tysiące budynków, zubożyli instytucję Kościoła na niespotykaną skalę. Dziś celem Funduszu jest rekompensata tamtych PRL-owskich rabunków. Jakież to zresztą wygodne rozwiązanie – gdyby duchowni domagali się odzyskania wówczas przejętych nieruchomości, ugrzęźlibyśmy w niekończących się sporach i dylematach, wszak władze PRL zagospodarowały tę ziemię tak, by nie dało się jej odzyskać. Część ziemi odzyskano po 1992 roku, ale pełny zwrot nie był możliwy.
Sam Fundusz powołano w 1950 roku, nie tyle w celu rekompensaty (bezkarni złodzieje nie martwią się o losy okradzionych), ale dla zaprowadzenia kontroli nad duchowieństwem. Kto był lojalny, potulny i podatny na rozmowy z bezpieką ten mógł liczyć na – legalne zgodnie z komunistycznym ustawodawstwem – wsparcie. Ale od 1990 roku rola Funduszu Kościelnego nabrała demokratycznych standardów, a najważniejsza uchwała została przyjęta w listopadzie 1991 r. Funduszowi nadano wtedy statut, na mocy którego przedstawiciele duchowieństwa mieli wgląd i wpływ na przekazywanie środków. Nadzór nad Zarządem Funduszu nadal sprawował członek rządu, ale transparentność finansów uniemożliwiała szantażowanie i wywieranie nacisków na duchowieństwo.
Komuniści w latach 1948-1965 odebrali Kościołowi przynajmniej 90 tys. ha ziemi, niektórzy szacują, że blisko 144 tys. ha, a i tak nie liczą majątków zza wschodniej granicy. Wartości zrabowanego majątku, także ruchomego, nawet w przybliżeniu nie oszacowano.
Wsparcie państwa polskiego dla Kościoła jest więc rekompensatą za rządy komunistów, ale nie tylko. Zanim zawyją wszelkie odcienie czerwieni, przypomnijmy że majątek kościelny narastał w Polsce przez setki lat, nie tylko zgodnie z prawem – ale wręcz z prawem własności obywateli Rzeczpospolitej, którzy wielokrotnie zapisywali Kościołowi część swoich dóbr w testamentach. Po rozbiorach przez Rosję, Prusy i Austrię to Kościół był pierwszym posiadaczem, w który uderzyli nasi wrogowie – konfiskaty i likwidacje zaczęły się od zakonów, ale lista represji rosła z każdym rokiem.
Komuniści usprawiedliwiali grabież powołaniem Funduszu Kościelnego, a postkomuniści wraz z wesołkami Roberta Biedronia i marksistami Partii Razem chcą tamten rabunek uznać dzisiaj za rozliczony.
Dodajmy do tego ich wolę unieważnienia tematów innych zbrodni komunistycznych, bohaterstwa Żołnierzy Wyklętych, przywrócenia przywilejów emerytalnych eSBekom, zaprowadzenia cenzury poprawności politycznej… Stanowczo tęczowa zaraza jest wydoskonaloną wersją jej czerwonej poprzedniczki…
autor: Jakub Maciejewski
Publicysta tygodnika „Sieci” i portalu wPolityce.pl, związany z krakowskim Dwumiesięcznikiem ARCANA. Autor książki „Ludzie Czerwonego Mroku” poświęconej lewicowym ideologiom i praktykom. Zajmuje się historią, lewicowymi ideologiami oraz miłością ostatnich lat – Mołdawią.